piątek, 28 lutego 2014

II

***
Zakładam ręce na szyję i ze strachem spoglądam na dziewczynę leżącą na asfalcie. Natychmiast do niej podbiegam. Szukam pulsy, ale go nie czuję. Zaczynam coraz bardziej panikować. Koło mnie pojawiają się inni kierowcy i coś wykrzykują.
Szybko wyciągam z kieszeni telefon i wzywam pogotowie. Kto tak jeździ na motorze?! Przecieram dłońmi twarz, aby się uspokoić. Odwracam się i patrzę na motor, który dosłownie stał się harmonijką. Ta dziewczyna, ponownie wzrok przenoszę na motocyklistę, jak to możliwe, że jej klatka piersiowa się unosi, po takim wypadku?!
-Proszę pana, krew panu leci z czoła! - krzyczy jeden z gapiów.
Ocieram ręką ciecz z głowy. Walnąłem twarzą w kierownice, gdy ona walnęła w mój samochód. Ktoś wyciąga do mnie rękę z chusteczkę, którą przyjmuję i przykładam do rany. Jakiś mężczyzna podchodzi do dziewczyny i chce ją przewrócić na bok.
-Co ty robisz?! - natychmiast do niego podbiegam i odpycham go od rannej - Ona może mieć złamany kręgosłup! Nie dotykaj jej dopóki nie przyjedzie pogotowie! Nie normalny jesteś?! Jeszcze większą krzywdę chcesz jej zrobić?!
Odpędzam innych od dziewczyny i wtedy dostrzegam, że koło niej jest mnóstwo krwi. Jest mocno ranna. Ze strachem spoglądam na zegarek. Oni powinni już tutaj być... Zaczynam się niecierpliwić, ponieważ dziewczyna zaczyna coraz płyciej oddychać. Aż nagle... w ogóle nie słychać jej oddechu. Przystawiam ucho do jej ust, ale nadal nic nie słyszę.
-Cholera! - klnę głośno, po czym przystępuje do resuscytacji krążeniowo-oddechowej.
1,2,3... 30 uciśnięć, dwa wdechy, kolejne uciśnięcia, kolejne wdechy. Spoglądam tylko co chwila, czy aby nie załapała. Ale niestety. Czuję, że ona schodzi... Jednak nie poddaję się. Powtarzam tą czynność już piąty raz. I wtedy słyszę, że zaczęła samodzielnie oddychać. Kamień spada mi z serca. Opadam zmęczony obok niej.
Wtedy też słyszę sygnał pogotowia. Odwracam głowę i widzę, że sanitariusze biegną w naszą stronę. Nareszcie. Przymykam lekko powieki, ponieważ jestem zmęczony, chociaż jest dopiero południe.
-Proszę pana?! - ktoś lekko mną potrząsnął, więc jestem zmuszony, aby otworzyć oczy.
Nade mną klęczy sanitariusz.
-Nic panu nie jest? Dobrze się pan czuje?
-Tak, wszystko w porządku.
Mężczyzna podnosi z czoła mój prowizoryczny opatrunek z chusteczki i spogląda na mnie.
-Pan mówi, że jest w porządku? To - wskazał palcem na ranę - jest poważne. Musimy jechać do szpitala, potrzebne będą szwy. Da pan radę się podnieść?
-No pewnie - kiedy tylko udaje mi się stanąć, ból ścina mnie z nóg.
Na szczęście sanitariusz zdążył mnie złapać.
-Pomóżcie mi! - krzyczy, ponieważ do najmniejszych nie należę.
Spoglądam na nogę i wtedy dopiero dostrzegam, że jest wykrzywiona pod nienaturalnym kontem. Przełykam głośno ślinę.
-Dlaczego nie czułem tego wcześniej? - zapytałem, kiedy dwaj mężczyźni zaprowadzili mnie do ambulansu i posadzili na krześle.
-Przez adrenalinę - odparł szybko jeden i popędził do innych kolegów, którzy układali na noszach dziewczynę.
-Wyjdzie z tego? - zapytałem sanitariusza, który pozostał ze mną w pojeździe i zakładał mi prawdziwy opatrunek.
-Nie wiem - odpowiedział szczerze - To wygląda na poważny wypadek...
-Ona zatrzymała się już...
-Słyszeliśmy, wykonał pan kawał dobrej roboty, ludzie mówili - dodał szybko, gdy spojrzałem na niego.
-E tam. Robiłem, co mogłem.
-Jestem pewien, że gdyby nie pan, oni - spojrzał na gapiów - nie zareagowaliby i dziewczyna już byłaby martwa. Ludzie w stresie i strachu nie myślą racjonalnie.
-A co z moją nogą? Złamana? - nie chciałem dopuścić do siebie takie myśli.
-Przykro mi, ale na to wygląda. Dobrze, że to tylko to... - skończył swoją pierwszą pomoc i odszedł do innych, aby pomóc im załadować dziewczynę do drugiego ambulansu.
-Aż to - powiedziałem cicho i spojrzałem bezradnie na stopę.
Wiedziałem już, że to wyeliminuje mnie na kilka tygodni z gry, a zbliża się najważniejsza część ligi. Play-off. Kurde! Że to musiało się stać akurat teraz... Schowałem twarz w dłoniach i usłyszałem, że druga karetka pognała już na sygnale do szpitala.
Niedługo potem i my ruszyliśmy, ale bez zbędnego sygnały.
***
 No i nie pojawiła się, myślę z troską o córce, która coraz bardziej się do nas oddala. Idąc z mężem do domu nie odzywamy się, ale wiem, że i on myśli o naszej Julce. Tak bardzo się zmieniła... Nie pamiętam już nawet, kiedy ostatnio normalnie z nami rozmawiała. Zawsze są tylko kłótnie, gdy o coś ją prosimy. ''Uważaj na siebie'', ''Nie jeździj aż tak szybko, zwolnij trochę'', a ona: ''Nie wasz interes, co będę robiła ze swoim życiem.'' . Jej słowa nas ranią, ale co mamy robić? Możemy mieć jedynie nadzieję, że wróci nasza stara Julcia...
Kiedy dochodzimy pod dom, mąż dostaje telefon. Przyglądam się mu, ponieważ wygląda na spanikowanego i wystraszonego.
-Co się stało? - zapytałam, gdy włożył komórkę do kieszeni spodni.
-Julka... - mówił łamiącym głosem - miała wypadek. Leży w szpitalu - po jego policzku spłynęła łza- w stanie krytycznym - dokończył, po czym mocno mnie przytulił - W stanie krytycznym - powtarzał mi na ucho płacząc.
I z moich oczu pociekła słona ciecz. Moja Julcia, patrzałam ślepo w dal.
-Musimy do niej jechać... - powiedziałam i wyjęłam z torebki kluczyki do samochodu.
Krzysztof szybko się otrząsnął i wyciągnął rękę po klucze. Rzuciłam mu jej i natychmiast udaliśmy się do drugiego garażu, ponieważ pierwszy zajmowała Julka i te jej cholerne motocykle.
-Nigdy więcej nie pozwolę jej kupić żadnego motoru! - krzyczał w samochodzie mój mąż. - Może się na nas obrażać, ale nie pozwolę jej jeździć na tych cholerstwie! Mam tego dosyć! Nie może tego robić! Nie chcę i jej stracić...

-Przepraszam. Gdzie jest nasza córka, ta motocyklista, Julia... - nie musiałam więcej mówić, ponieważ lekarza, którego zatrzymałam na korytarzu od razy wiedział, o kogo chodzi.
-Jest na bloku operacyjny... Chirurg prowadzący powinien państwu wszystko powiedzieć, gdy tylko operacja się skończy.
Usiedliśmy z Krzysztofem na krzesełkach i czekaliśmy. Ciągle byliśmy wpatrzeni w drzwi prowadzące na blok operacyjny. Jednakże nikt nie wychodził. Co chwila spoglądałam na zegarek wiszący obok, ale czas wydawał się stanąć w miejscu.
Poczułam, że ktoś położył mi dłoń na kolanie. Odwróciłam się i ujrzałam wpatrzonego we mnie męża.
-Wszystko będzie dobrze - powiedział kojącym głosem, chociaż mi się wydawał, że i on w to nie wierzy.
Uśmiechnęłam się lekko i uścisnęłam jego rękę.
-Musi być dobrze - ledwo powstrzymywałam łzy.
I wtedy też przed nami zmaterializował się lekarz. Ubrany w niebieski kostium patrzył na nas smutnymi oczami. Wiedziałam, że stało się coś złego.
Mężczyzna usiadł obok nas i spojrzał najpierw na mnie, potem na Krzyśka.
-Przykro nam - po tych słowach moje łzy popłynęły strumieniami, ale nie tylko mi. Mój mąż miał tak samo - Robiliśmy, co w naszej mocy...
-Jak widać nie zrobiliście wystarczająco dużo! - krzyknęłam w przypływie złości, chociaż nie chciałam tego powiedzieć.
Krzysztof mocno mnie przytulił.
-Poradzimy sobie jakoś, słyszysz? - ujął moją twarz w dłonie i zmusił mnie, abym na niego   spojrzała - Poradzimy sobie - powtarzał szeptem.

Kolejny rozdział oddaje w Wasze ręce! 
Pozdrawiam i do następnego! 


środa, 26 lutego 2014

I

-Julka, wstawaj... - ktoś delikatnie mną potrząsnął.
Otworzyłam oczy i gwałtownie podniosłam głowę. Natychmiast tego pożałowałam. Ból był ogromy, więc ponownie opadłam na łóżko i przyjrzałam się człowiekowi, który miał czelność przerwać mi mój sen.
-Co? - warknęłam.
-Jest już siódma. Spóźnisz się do szkoły... - mówiła kobieta.
-Nie idę. - i to powiedziawszy odwróciłam się od niej.
Poczułam, że łóżko lekko się ugięło. Matka usiadła obok mnie i delikatnie położyła mi dłoń na ramieniu. Zły ruch.
-Wyjdź - syknęłam jedynie.
Rodzicielka po chwili wahania wstała i udałam się do wyjścia.
-Dzisiaj jest msza za niego, po południu. - powiedziała cicho i zamknęła za sobą drzwi.
Po moim policzku poleciała jedynie łza. Szybko ją starłam i powoli usiadłam na skraju łóżka. Ból głowy był okropny. Rozejrzałam się po pokoju i na szafce nocnej dostrzegłam tabletki i butelkę wody. Musiała je zostawić, gdy tu przyszła, pomyślałam o matce.
Połknęłam dwie kapsułki i popiłam wodą, a następnie ponownie się położyłam. Wolałam poczekać aż leki zaczną działać.
Zauważyłam, że nawet nie zmieniłam ubrań. Spałam w tym, w czym poszłam do klubu. Próbowałam sobie przypomnieć, co się tam działo, ale miałam kompletną pustkę. Nic nie pamiętałam. Kompletne zero.
Gdy poczułam, że ból zaczyna lekko ustępować, wstałam i podeszłam do okna. Słońce świeciło przyjemnie i wiatr leciutko powiewał. Zbliżała się wiosna. Wzięłam głęboki wdech tego świeżego powietrza. Minęły już dwa lata... Dokładnie dzisiaj.
-Dlaczego mi to zrobiłeś? Nie musiałeś tego robić... - mój głos zaczął się łamać, gdy mówiłam w przestrzeń.
Nie rozpłaczesz się teraz!, nakazałam sobie.
Wyciągnęłam paczkę papierosów i zapaliłam jednego. Rodzice nie lubili, gdy paliłam w domu, ale cóż... czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. Zaciągnęłam się i wypuściłam dym z ust. Palenie mnie uspokajało. Czułam się wtedy lepiej. A może jestem już uzależniona? Chyba tak. Dwa lata to długo...
Usłyszałam, że mój telefon zaczyna dzwonić, więc zgasiłam papierosa o parapet i wyrzuciłam go przez okno na trawę, która rosła na podwórku. Spojrzałam w dół. Już całkiem dużo ich się tam nazbierało.
Nie patrząc na ekran odebrałam połączenie.
-No? - zapytałam.
-Cześć! Jak tam? Jak się trzymasz po wczorajszym?
-Weź nic nie mów. Głowa to mi mało nie trzasnęła rano...
Zaśmiała się.
-To tak samo, jak i mi, ale teraz jest już lepiej. Rozumie, że i ty nie jesteś w szkole...
-Nie, chora jestem - udawałam, że kaszlę.
-No ja też - mówiła z chrypą.
-Klaudia?
-Co jest?
-Co my wczoraj robiłyśmy? - zadałam pytanie, które tak bardzo mnie męczyło.
-To ty nie pamiętasz?!
-No nie! Film mi się urwał. Kojarzę, że byłyśmy w klubie, ale tylko to.
-O ja! Ta noc była najlepsza! Jak możesz tego nie pamiętać?! Ci siatkarze byli boscy...
O nie! Tylko nie siatkarze! Co ja wczoraj robiłam?! Gdzie ja miałam głowę?!
-Proszę cię, powiedz, że ja... - nie wiedziałam jak mam to sformułować - Poznali mnie? - zapytałam w końcu, ponieważ większość z nich znałam bardzo dobrze z dawnych czasów.
-No pewnie!
Kurde! Miałam ich unikać! Odciąć się od tych wszystkich wspomnień! Wszystkich! To znaczy, że od nich też!
-Powiedz, że żartujesz...
-Julka, o co chodzi? - no tak, ona o niczym nie wie.
-Nie, już nic. Muszę uciekać, pa.
-No, pa - powiedziała niepewnie, a ja się rozłączyłam.
Z wściekłością opadłam na łóżko i zaczęłam walić pięściami w prześcieradło. Co ja żem zrobiła? Miałam się od nich odciąć! Nie chcę ich przecież znać! Co się wczoraj stało?! Dlaczego ja nic nie pamiętam?! Oby nie było wśród tych siatkarzy jego... Nie chcę żeby wiedział, że wróciłam  do miasta.
Weź się w garść!, rozkazałam sobie i udałam się do łazienki, aby się odświeżyć i przebrać.

Otworzyłam garaż i ujrzałam mój cały świat. Motocykl. Chwyciłam za kask, który leżał na szafce przy ścianie i wskoczyłam na moją Hondę. Gdy wyjechałam z pomieszczenia, zamknęłam drzwi pilotem i włożyłam ochraniacz na głowę. A potem? Potem wcisnęłam gaz do dech i z piskiem opony odjechałam spod domu.
Mijałam samochodu nie zważając na światła. Rodzice płacili za mandaty. Kiedyś próbowali się ze mną kłócić, ale przestali już od jakiegoś czasu. Po prostu odpuścili. Gdy mi czegoś zabraniali nie wracałam do domu na tydzień, czasami na dwa.
Mściłam się na nich, to prawda. Dlaczego?, mógłby ktoś zapytać. Odpowiedź brzmiała by następująco: ''Zasłużyli na to''.
Ze złością zacisnęłam mocniej ręce na kierownicy i przyśpieszyłam. Miałam przed sobą czystą drogę. Żadnych innych pojazdów oprócz mnie. Dodawałam coraz to więcej gazu. Obrazy wokół mnie zaczęły się już rozmazywać. Spojrzałam na licznik. 170. Mało. Szybciej. 180. Za wolno! Jeszcze szybciej! 190. Odrywam wzrok od licznika i widzę, że na ulicę z drogi bocznej wyjeżdża samochód. On również mnie zauważa. Próbuję zwolnić. Kierowca auta próbuje jakoś ustąpić mi drogę, bo wie, że nie dam rady się zatrzymać. Niestety. Za nim również stoją inne pojazdy.
Spoglądam w niebo.
-Niedługo się zobaczymy, Arek - mówię do chmur, a po moich policzkach zaczynają lecieć łzy.
Cały czas wciskam hamulec, ale wypadek jest murowany. Wiem, że ... nie ujdę z tego z życiem. Widzę, że ... to już jest koniec. Miałam wiele wypadków, ale dopiero teraz ... zaczynam się bać. Jestem coraz bliżej czarnego peugeota.
Zamykam oczy i wtedy to czuję. Uderzyłam, lecę w powietrzu, a później... uderzam o podłoże. Ostatni raz otwieram oczy i widzę go. Widzę mojego żołnierza. Arek wyciąga do mnie dłoń. Uśmiecham się i zaczynam zmierzać w kierunku światła. Nareszcie się zobaczymy, pomyślałam.



Jest i jedyneczka!

Co sądzicie o nowym rozdziale?
Kim jest Arek?
Kto jest sprawcą wypadku?
Którego z siatkarzy najbardziej unikała Julia?
W jakim mieście rozgrywa się akcja?
Na te wszystkie pytania dostaniecie odpowiedzi w następnych postach :D
Pozdrawiam, Wasza XxX
Pa :)

wtorek, 25 lutego 2014

Prolog.

Człowiek nie jest z natury zły. Coś musi się wydarzyć, aby zszedł z ścieżki dobra. Jakieś traumatyczne przeżycie, katastrofa, utrata kogoś bliskiego. Takie wydarzenia zmieniają człowieka. Zostawiają w jego psychice pewien ślad, który nigdy nie zniknie. Jedni potrafią sobie poradzić z tym. Inni nie dają rady i się poddają.
Ci, co sobie nie radzą sięgają po używki, bo myślą, że to da im jakieś ukojenie. I daje, ale tyko chwilowe. Później i tak muszą wrócić do szarej rzeczywistości. Dlatego muszą znaleźć sobie zajęcie, które pozwoli im zapomnieć o przeszłości, aby mogli żyć normalnie w teraźniejszości.
Julia, dawniej ''normalna dziewczyna z dobrego domu''. Wzorowa uczennica, kochająca córka i dziewczyna. Jednakże jedno wydarzenie odmieniło jej świat.
Odwrócili się od niej niemalże wszyscy. Dlaczego? Bo nie potrafili zrozumieć, co ona czuje. Żadna jej idealna przyjaciółka nie potrafiła jej pocieszyć, ani pomóc. Nikt nie zauważył, że to jedno wydarzenie odcisnęło na niej wielkie piętno. Potrzebowała pomocy, ale nikt jej nie udzielił Juli. Została z tym sama, więc... upadła na samo dno.
Jednakże są ludzie, którzy być może będą potrafili zmienić jej życie. Być może uda się bełchatowskim siatkarzom sprawić, żeby wróciła stara, dobra Jula, za którą tak bardzo tęsknią jej rodzice.




Krótki wstępik :D
Mam nadzieję, że przypadnie do gustu i zechcecie poznać historię dziewczyny, która przeszła wiele...
Pisałam już dawniej blogi.
Teraz postawiłam na zupełnie inną historię.
Liczę, że zostaniecie ze mną i będziecie mnie wspierać po przez motywujące komentarze.
Całuję :* Pa.
 
Następny powinien pojawić się jutro :)