niedziela, 2 marca 2014

III

Dzisiaj odważyłam się wejść po raz pierwszy od wypadku do jej garażu. Było tak, jak to wszystko zostawiła. Stary skuter stał przykryty płachtą w koncie. Jej niebieskie Kawasaki stało na środku okryte plandeką. Podeszłam i zdarłam materiał z motocykla.
Patrzyłam na maszynę z nienawiścią. To ono odebrało mi córkę. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i zatrzymałam wzrok na kiju baseballowym. Nie zastanawiałam się, skąd Julka miała takie coś, po prostu wzięłam kij i zrobiłam to o czym marzyłam od wczoraj, od kiedy się dowiedziałam o tym wszystkim. Po wyjściu ze szpitala potrzebowałam się na czymś wyżyć, a teraz znalazłam odpowiedni obiekt.
Uderzałam kijem po całym pojeździe. I ... sprawiało mi to ulgę! Czułam w końcu, że ta zła energia mnie opuszcza. Nareszcie! Zamachiwałam się z całych sił i krzyczałam jak opętana. Łzy płynęły strumieniami. Ale czułam się dobrze.
Nagle poczułam czyjeś dłonie chwytające mnie w tali i odciągające do tyłu. Zabrano mi kij i odwrócono. Spojrzałam na męża.
-Co ty robisz? - szepnął.
-To na co miałam ochotę już dawno temu - zaśmiałam się histerycznie.
Krzysiek zamknął mnie w swoich ramionach i oparł o ścianę. Powoli zsunęliśmy się po niej i usiedliśmy na podłodze.
-Pomogło coś to? - zapytał w końcu.
-I to jeszcze jak bardzo...
-To chyba ja też będę musiał spróbować.
Zaśmiałam się, a mąż objął mnie ramieniem i pocałował w skroń.
-Jak się czujesz? Radzisz sobie? Nie chce się stracić... - powiedział czule. - Wystarczy, że śmierć dzieci musiałem przeżyć... Pozostałaś mi jedynie ty.
-Julka jeszcze nie umarła. Nigdy więcej nie waż się powiedzieć coś tak, jakby jej tu już nie było.
-Zosiu... pogódź się z tym. Szanse są nikłe. Niemalże jest to niemożliwe, żeby ona się obudziła...
Wstałam i chciałam wyjść, jednak stanęłam w drzwiach nie odwracając się do niego i powiedziałam:
-Dopóki nie wystawią aktu zgonu... Ja ciągle będę wierzyć, że moja córka i obudzi i będę mogła jej powiedzieć, jak bardzo ją kocham.


***
-Mogę ją zobaczyć? - zapytałem, kiedy założono mi już te wszystkie szwy i założono gips na nogę w której kość mi pękła i wyszła przez skórę.
Z racjonalnego punktu widzenia, powinna mnie ta noga okropnie boleć gdy ją reanimowałem, albo wychodziłem z samochodu. Jednak ja nic nie czułem. Gdy jednak ujrzałem tą ranę to myślałem, że zaraz odlecę. Kość wystawała mi z łydki!
-Oczywiście. - odparła pielęgniarka i zaprowadziła mnie pod salę, w której znajdowała się dziewczyna.
Wziąłem głęboki oddech i otworzyłem drzwi. I wtedy stało się coś nieprawdopodobnego. Od razu rozpoznałem dziewczynę leżącą na tym łóżku. To była Julka, którą poznałem w klubie. Pamiętam, że bardzo dobrze mi się z nią rozmawiało, chociaż była już wtedy pod niezły wpływem alkoholu. To Mario znał ją najlepiej z nas wszystkich. Nie powiedział skąd się znają, ale widziałem, że nie jest mu obca.
Usiadłem na krzesełku obok i spojrzałem na jej twarz. Żadnych obrażeń. Jednakże reszta ciała, spojrzałem, nie wyglądała za dobrze. Obie ręce i prawa noga były w gipsach. Wyglądała teraz tak bezbronnie.
***
Idąc szkolnym korytarzem z Anetą i Pauliną rozmawiałyśmy o lekcjach i o tym, jak spędzimy popołudnie. Gadałyśmy praktyczni o niczym i wtedy też mijając jedną z grupek dziewczyn usłyszałam "Julka Gołaś". Stanęłam, jak wryta. Niby imię i nazwisko, a tak bardzo na mnie zadziałało.
-Zuźka, idziesz? - zapytała Paula.
-Dołączę do was zaraz, idźcie na razie same.
Kiwnęły głowami i ruszyły przed siebie.
Ja natomiast przełknęłam głośno ślinę i podeszłam do dziewczyn, które najwyraźniej rozmawiały o mojej dawnej przyjaciółce.
-Cześć - powiedziałam z uśmiechem.
-Cześć - odpowiedziały chórem uradowane.
No tak, byłam jedną z najbardziej lubianych dziewczyn w szkole...
-Słyszałam, że rozmawiałyście o Julii. Co z nią? - zapytałam trochę się wstydząc, ponieważ byłyśmy przyjaciółkami, więc powinnam wiedzieć, co u niej.
-Słyszałaś o tym wypadku? O tym, co ta motocyklistka wjechała w samochód tego siatkarza?
Pokiwałam twierdząco głową i dodałam:
-Każdy o tym słyszał.
-To... - dziewczyna spojrzała na resztę koleżanek szukając w nich wsparcia, jednak żadna jej nie wyręczyła, musiała sama dokończyć - Julka prowadziła ten motor - powiedział na jednym wydechu.
-Julka przeprowadziła się dwa lata temu - prychnęłam - To nie ona - już chciałam odejść, ale zatrzymałam się, gdy odezwała się inna dziewczyna.
-Wróciła dwa miesiące temu. Chodzi z moją siostrą do innego liceum.
-Teraz jest w szpitalu, w stanie krytycznym - dodała inna.
-To niemożliwe - odparłam jedynie i odeszłam.
Julka wróciła i nie dała mi nawet znaku życia? A teraz walczy o życie w szpitalu? Nie! Nie mogłam w to uwierzyć, ponieważ nie chciałam tego zrobić.
Po dwóch lata wróciła. Ciekawe, czy poukładała sobie to wszystko. Zanim wyjechała miała poważne problemy. Alkohol. Papierosy. Narkotyki. Nie radziła sobie ze śmiercią Arka. Starałam się jej pomóc, ale ona mnie odtrącała twierdząc, że jej nie rozumiem, że nie wiem, jak to jest. I miała racje, nie wiedziałam, ale mogłam sobie to wyobrazić. Mogłam sobie wyobrazić ból, jaki przeżywa... Ale ona chciała się od nas wszystkich odciąć, odseparować. Chciała zostać sama, a że my nie pozwalaliśmy jej na to, ponieważ się o nią martwiliśmy, wyjechała.
Nie zastanawiałam się długo. Złapałam Anetę i Paulinę i powiedziałam im, że mam pilną sprawę do załatwienia, więc nie mogę iść z nimi do tego nowego centrum handlowego. Obiecałam, że się zdzwonimy i wsiadłam do samochodu, po czym szybko popędziłam do miejsca, gdzie leżała Julka.
W recepcji nie chcieli podać mi numeru jej sali, ponieważ twierdzili, że nie mogą podać takiej informacji osobie nie spokrewnionej. Ale wtedy też zauważyłam Wlazłego. Natychmiast do niego podeszłam.
-Cześć - powiedział, jak tylko mnie zobaczył.
-No cześć. Co ty tutaj robisz?
-Delegacja. - powiedział oficjalnie - Bartek miał wypadek, klub przysłał mnie, aby sprawdził, co u niego. - dodał normalnie - O idzie i mój partner! - wskazał palcem na osobę, której bardzo zależało na Julce.
Nie chciałam mówić tego przy nim, ponieważ wiedziałam, że i do niego pewnie Julka się nie odezwała. Chociaż wcześniej łączyła ich wielka miłość...
-Cześć - przywitał się .
-Hej - uśmiechnęłam się - Mario, mam do ciebie małą prośbę...
-Dawaj. My - klepnął wierzchem dłoni partnera w klatkę - wszystko załatwimy.
No trudno. Chciałam im tego zaoszczędzić, ale oni też powinni wiedzieć. W końcu oni też byli dawniej jej przyjaciółmi.
-Julka... - zaczęłam, ale Mariusz mi przerwał.
-Wróciła! Wiem, widziałem ją w klubie! Była trochę pijana, ale nic się nie zmieniła...
-Co?! - jego kumpel wytrzeszczył oczy - Kiedy ty ją niby widziałeś?
-No wczoraj... Byliśmy na imprezie. Bartek, ja, Facu... - wiedziałam, że to się szybko nie skończy, więc pozwoliłam sobie mu przerwać.
-To Julka kierowała tym motorem, który uderzył w samochód Kurka - powiedziałam szybko.
Uwaga siatkarzy natychmiast przeniosła się na mnie. Szczęki im opadły. Nie wiedzieli, co mają powiedzieć, jak zareagować...



2 komentarze:

  1. Wiedziałam, że to był Bartek :P Ewentualnie (głupi ma zawsze szczęście) zgadłam :D
    Czyli jednak Julka nie umarła. W każdym razie nie do końca... Nadal trzeba mieć nadzieję :)
    Nie dziwię się jej matce. Musiała odreagować, opuściła ją ta zła energia. Szkoda, że ojciec Julki nie za bardzo wierzy, że jego córka wydobrzeje :/
    Ciekawa jestem kim jest ta "dawna miłość" Julii. Może Winiar? Nie mam pojęcia...
    Nie mogę się doczekać kolejnego i wierzę, że z czuwającymi przy niej siatkarzami i osobami, które ją kochają, Julia na pewno dojdzie do siebie ;]
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny...
    Czekam na kolejny
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń